Pogarda wobec nauk humanistycznych prowadzi do tego, że "specjaliści" nie rozumieją znaczenia i konsekwencji własnych działań. I nie zdają sobie z tego sprawy, niestety.
Ten list z Gazety Wyborczej niestety utwierdza mnie w przekonaniu, że wspólnym językiem dziedzin i krajów staje się nie tyle angielski, co pieniądz. (I zdaję sobie sprawę, jak naiwnie to brzmi, ale z drugiej strony nie uważam, że przyjęcie tego po prostu do wiadomości załatwia sprawę.) Nie będę pisać o tym, jak to wygląda na mojej uczelni, ale nie jest wesoło. Oryksa i Derkacza czytają studenci na seminarium mojego kolegi, a powinni też przeczytać tę książkę konsultanci, którzy tną nam budżet i likwidują wydziały humanistyczne.
W liście do Wyborczej czytamy:
Mój kolega M. wkrótce przestanie być studentem i wkroczy w świat krawatów i dużych pieniędzy. Może z czasem, jako uznanemu fachowcowi, ktoś zaproponuje mu stanowisko w administracji państwowej albo zleci jego firmie zrobienie ekspertyzy dla jakiegoś ministerstwa? Mam tylko nadzieję, że nie będzie to ministerstwo odpowiedzialne ani za kulturę, ani za szkolnictwo wyższe.
... i ciarki przechodzą.
No comments:
Post a Comment